piątek, 22 marca 2013

Puszka Pandory kontra Mruczek

  Dzisiaj coś w rodzaju opowiadania. Nie długie, bo wena mi trochę żałuje, więc to nie będzie nic szczególnego ;).

Moja rezygnacja dzisiejszego dnia przybijała mnie już doszczętnie. Jakimś cudem oberwałam cztery lufy z jednego przedmiotu. I to z przyrody! Nigdy nie miałam z tymi lekcjami większych problemów, a tu nagle taki numer... Dodatkowo dostałam uwagę, za to, że pomagałam koledze w napisaniu opowiadania... I genialny  bonus! Moja najlepsza przyjaciółka obraziła się na mnie, tylko dlatego, że wyraziłam swoje zdanie na temat jej ulubionego zespołu. Czy ona naprawdę musi się o WSZYSTKO dąsać? Te jej humorki są trochę męczące. Mogłaby sobie czasem odpuścić
 Szłam zażenowana chodnikiem, który miał mnie zaprowadzić do mojego domu. Oczywiście zaczął padać deszcz, a potem już rozpętała się okropna ulewa. Czułam się jak w kiepskim dramacie. Włosy miałam mokre, pojedyncze kosmyki kleiły mi się do czoła. Próbowałam je odgarnąć, ale oczywiście coraz bardziej wpadały mi do oczu, więc najzwyczajniej dałam sobie z tym święty spokój. Sznurówki znów wlokły się leniwie po ubłoconej ścieżce. Po co mam je wiązać? Przecież jeśli to zrobię, to po pięciu minutach znów będą się ciągnęły po niezaczystym chodniku. Tak jest zawsze, gdy mam ten gorszy dzień. Wszytko i każdy nie chce ze mną współpracować Niestety-tych chwil jest ich coraz więcej. A ja niekoniecznie wiem, co zrobić z tym bezlitosnym fantem. Wiadomo, że kiedyś to przejdzie. Ja tego jednak potrzebuję już TERAZ. Męczę się z tym psychicznie, moja głowa tego na długo nie wytrzyma. Pech, wobec mnie, zawsze był bezlitosny. Może i marudzę, ale mam przynajmniej podstawy. Mój los jest kapryśny, więc ja będę brać z niego przykład. 
 Widzę już swój dom na horyzoncie. Wygląda okropnie. Białe ściany, bez miłości. Zero klimatu. Kojarzy mi się ze szpitalem. Dom powinien być przyjazny, buchający miłą atmosferą rodzinną. Och. Zapomniałam. Nie mam rodziców. Ludzie mówią, że ich posiadam i na dodatek są cudowni. Naprawdę? Mamę i tatę widzę ich tylko późnym wieczorem, a ostatnio w ogóle ich nie widuję. Pracoholicy, którzy zaniedbują swoje dziecko (o ile wiedzą, że istnieje). Co z tego, że mam swój własny pokój? Co z tego, że mam firmowe ubrania? Co z tego, że mam swój komputer, z którego mogę korzystać do woli? Na co mi to? Mogę żyć i bez tego. W małym pokoiku, z jedną szafą ze zwyczajnymi ubraniami, bez komputera, ale żeby mieć świadomość, że rodzice zrobili to z miłości do mnie, a nie tylko po to, żeby ten pokój jedynie ISTNIAŁ. Czy to normalne, że czuję się we wlasnym domu obco? 
 Wchodzę do środka mieszkania. Cisza. Nieprzerwana od kilku lat. Zaczyna drażnić człowieka, który zaczyna marzyć o ogromnym hałasie. Idę pustym korytarzem. Skręcam w lewo i wchodzę do mojego pokoju. Nie chce mi się nawet zapalić światła. Przechodzą kawałek ciemności, a potem bezwładnie padam na łóżku. Dosłownie PADAM. Zwijam się bezbronnie w kłębek i leżę twarzą zwróconą do bladożółtej ściany. Nienawidzę mojego życia. Łzy po raz kolejny płyną, a ja jak zwykle pozwalam im na to. Jednym słowem to nieprzerwany rytuał, który powtarzam codziennie po szkole. Weekendy zaś prześpię. Należy mi się jakaś krótka przerwa. 
 Teraz leżę i myślę. Świat jest zły, a ja odbywam swoją życiową drogę krzyżową. Potykam się, ale wstaję idąc dalej na pewną śmierć... W moim wykonaniu to może nie śmierć (na razie), a raczej fakt, że zostanę nikim. Będę tylko kolejnym bezwartościowym człowiekiem, którego życie jest obojętne Bogowi. I pomyśleć, że te wszystkie myśli wywołali moi rodzice. Kiedy już są na tyle wcześnie w domu, że mam okazję z nimi porozmawiać, dostaję jedynie kazanie na temat, że nie szanuję ich wysiłków, żeby zapewnić mi dach nad głową. Czy oni próbują oszukać samych siebie? Dla mnie to wygląda jak, udawanie, że jesteśmy wspaniałą, kochającą się rodziną. Jednak, gdy się kogoś kocha, to krytykuje się fakt w jaki sposób ona żyje? W sumie to nie wiem na co im jestem potrzebna. Odnoszę wrażenie, że oni mnie nienawidzą. Mam dziwne złudzenie, że widzę pogardę w oczach ojca i odrazę we wzroku matki.
 Nagle słyszę koło siebie ciche stąpanie. Znam je dobrze. Uśmiecham się przez łzy. Smutek jakby zaczął się ulatniać. I o wszystko dzięki jednej małej istocie. Mruczek. Ogromny  przerośnięty kot, właśnie wskoczył na moje łóżko optymistycznie mrucząc. Przytulam się do niego, a on nie protestuje. Czuję na twarzy jego miękkie futro. Może i to głupio zabrzmi... ale Mruczek jest moim najlepszym przyjacielem. Nie może mówić, ale zawsze mnie pocieszy. Nie opuścił mnie nigdy. Zawsze przy mnie był. Jest dla mnie jak rodzic. Przy okazji przypomina mi o tym, że mama i tata jednak mają serce i nie są jedynie maszynami do pracy. Wzięli Mruczka z ulicy, gdy był w bardzo ciężkim stanie. Weterynarzowi udało się kotu pomóc, ale rodzice nie oddali go do schroniska. Dali mi go. Wygłosili mi wtedy apel, na temat tego, że pomimo pozorów, kochają mnie najbardziej na świecie. Mruczek miał mi kazać o tym pamiętać. Udało mu się. Gdy tylko kot się zjawi, czuję, że rodzice są tuż obok. Czuję się wtedy bezpieczna i kochana. Czuję, że jednak mam po co żyć, a świat ma jednak, trochę kolorów. I mam powody do uśmiechu.
 Aż dziwi mnie samą fakt, że kot może tak wpłynąć na człowieka. I jest w stanie dać nadzieję na lepszy dzień. 

 

6 komentarzy:

  1. Nie tylko kotki maja takie umiejetnosci- moj psiak takze "dziala" na mnie kojąco. Czuje sie wtedy bezpiecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jajaja i dont understand what you write :( but the image is so cute and sweet!!
    so i will keep visiting you!!

    lets follow and stay in touch, im gooin!
    www.malesclutch.blogspot.com

    Sergio

    OdpowiedzUsuń
  3. zwierzaki są niesamowite :)zostaję tu na dłużej i dodaję się do obserwatorów zapraszam również do siebie na wszystkie blogi (m.in. hand - made , świat lalek, gotowanie) :) na blogu:
    http://misjawagawdol.blogspot.com/
    o urodzie,odchudzaniu, recenzje kosmetyków testy i nie tylko pozdrawiam Paulina :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Nie rozumiem reklamowania się na moim blogu. Gdybyś zostawiła normalny komentarz na pewno bym wpadła, ale tak nie ma na co liczyć. Poza tym dlaczego mi piszecie, że dodajecie mnie do obserwowanych skoro to nie prawda? Ludzie, na prawdę ja odwiedzam blogi osób, które komentują moje posty, ale JEŻELI się nie reklamują.

      Usuń
  4. wszystko się już zjebało :<

    OdpowiedzUsuń