czwartek, 14 marca 2013

Moja szkoła

 W mojej szkole, na ulicy Wiśniowej, panuje zadziwiająca różnorodność uczniów. A raczej ich grupek. Można to porównać z kwiaciarnią, żeby lepiej wprowadzić was w temat. Wchodzisz do sklepu. Miła atmosfera, a jednak możesz zacząć kichać jak opętany. Rozglądasz się wkoło i widzisz to samo. Kwiaty. Koło siebie leżą bukiety róż (oczywiście o tej samej kolorystyce), nad nimi wiszą kosze bzów. Na ladzie zaś- małe doniczki z fiołkami. Na stoliku przy samym wejściu, pną się w górę urocze storczyki. Przy oknie z prawej strony- wesołe słoneczniki w wazonach, przy oknie z lewej strony- nieśmiałe tulipany. Z doniczek u samego sufitu spoglądają ciekawsko kaktusy. Zresztą- chyba każdy był kiedyś w kwiaciarni i wie jak to wszystko wygląda. Dziesiątki roślin, posegregowanych gatunkowo.
 Coś podobnego panuje w mojej szkole. Chodzi do niej aż 400 osób o najróżniejszych zainteresowaniach, upodobaniach i gustach. Pomimo to każdy zakwalifikowuje się do jakiejś grupy. No dobrze... Od czasu do czasu zdarza się tak ciężki przypadek, że za nic nie można go nigdzie przydzielić. Ta osoba zostaje po prostu uznana za odmieńca, ewentualnie chorego umysłowo świra. Smutne, ale prawdziwe. Na szczęście takie sytuacje zdarzają się naprawdę rzadko. Zapewne chcecie się dowiedzieć więcej o tych grupach i ich członkach. Więc wymienię kilka najbardziej znanych, szkolnych gangów.
 Najbardziej popularny żeński klub to oczywiście Panie Modnisie. Mają obsesję na punkcie troszkę przykrótkich koszulek z cekinami, które swoim błyskiem mogłyby oślepić nieuważnego obserwatora. Do tego oczywiście neonowe rurki. One miałyby raczej pozytywniejsze zastosowanie- na ciemne noce, jako drogowskazy, byłyby idealne. Do tego zastawiku obowiązkowe są markowe buty (najlepiej rzucające się w oczy kozaczki). Fryzura też jest oczywiście ważna. Najlepiej żeby to były ufarbowane na jaśniutki blond, perfekcyjnie wyprostowane włosy. Idealnie łączą się z NATURALNĄ twarzą, która wcale nie jest pokryta dwoma tonami szminki, pudru, tuszu, cieni i eyelinera. Panny odświętnie (czyt. na dyskoteki) noszą urocze minióweczki, buty na dwumetrowym obcasie i lekko prześwitującą koszulkę. W efekcie stają się prawdziwą seksbombą z których oczywiście nikt ukradkiem się nie śmieje. KTO BY PRZECIEŻ ŚMIAŁ KPIĆ SOBIE Z PAŃ ŻYCIA I ŚMIERCI?!
 Jeśli chodzi o facetów najbardziej znani są tak zwani skejci. Czy to słońce, czy to deszcz, czy to zawieja śnieżna, czy to tornado- pojeździć na deskorolce trzeba. Bo co to będzie jeśli strzeli na nich focha? I już nigdy nie wybaczy im tego okropnego błędu? Przecież to koniec świata! Ona jest dla nich jak druga matka, dziewczyna, zapasowe powietrze, woda i jedzenie! Bez niej definitywnie by nie przeżyli. Jej brak to ich na pewna śmierć w samotności. Panowie należący do fanów tego sportu, są również wielbicielami gipsów na nogach i rękach. Pokazuje to ich poziom umiejętności. Im więcej razy coś złamali- tym większy szacunek zdobywają. Oczywiście dalej jeżdżą, nawet wtedy, gdy są cali w opatrunku i przypominają już mumię, stojącą na kawałku drewna z kółkami. Muszę niechętnie przyznać, że podziwiam takich ludzi, nawet jeśli nie widzę większego celu w tych zabawach. Cóż- czyjąś pasję trzeba uszanować, więc też się zastosuję do tej zasady.
 Czas na najbardziej milutką grupę. Chyba każdy chciałby przytulić w swoim życiu takiego uroczego metala! W tych romantycznych glanach, poszarpanych zawadiacko spodniach i czarnych koszulkach  zapewne z wykonawcami muzyki klasycznej wyglądają tak słodko! Włosy obowiązkowo długie. Łysy metal- to nie metal. Zapamiętajcie tą zasadę na całe życie! Musi mieć przecież czym wymachiwać na koncercie. Jeżeli już jesteśmy przy tych kulturalnych wydarzeniach... Trzeba wiedzieć co prawdziwy amator tej, jakże lekkiej, muzyki musi zabrać ze sobą. Przede wszystkim- kilka zgrzewek Kubusia, majeranek zakręcony w ciasne ruloniki, które potem zapala się w geście pokoju. No i oczywiście młotek i gwoździe. Nie daj Boże, podeszwa się oderwie pod czas szalonego tańca pod sceną, więc trzeba sobie jakoś poradzić. Ewentualnie można się pobawić z berka z młotkami, jeżeli wypije się wystarczająco dużo Kubusia. Gwoździe zaś... mogą posłużyć jako granaty. Świetna zabawa! Prawdziwy metal musi umieć się grzecznie bawić!
 I jeszcze jedna bardzo interesująca grupa. Miłośnicy piłki nożnej. Odwieczny konflikt wywołało pewne pytanie, które zadają sobie wszyscy nawzajem. Barca czy Real? Jeżeli odpowiedź nie jest zgodna z oczekiwaniami, przyjaźń, a nawet miłość jest natychmiastowo wykluczona. Więc jeśli chcemy się angażować w relacje z takowym typem, najlepiej na to pytanie odpowiedzieć... pytaniem. ,,A ty?"- to rozwiązuje całą sprawę. Gorzej jest jeśli przyjaciel lub sympatia wreszcie zorientuje się, że jesteś za inną drużyną lub co gorsza- w ogóle nie interesujesz się piłką nożną. Wtedy masz tylko jedno wyjście- uciekanie niczym gazela w obliczu niebezpieczeństwa. Potem jedynie musisz żyć w ukryciu. Członkowie tej grupy NIE MOGĄ przegapić żadnego meczu z udziałem ich ulubionego klubu. Jest awaria prądu w całym mieście? Wtedy jadą do innego miasta by obejrzeć mecz. Emocje ich nigdy nie ponoszą. Hmm... nie licząc faktu, że co dwie minuty wykrzykują przeróżne rzeczy dotyczące gry. Z punktu widzenia normalnego obserwatora wyglądają jak obłąkani. Jednak dajcie pocieszyć się dziecku tym widowiskiem. Jeżeli z wrażenia zamoczy całą kanapę... to każ mu ją posprzątać. Taka tam rada dla rodziców. 

  

8 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy a nawet zabawny opis szkoły ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. nienawidze piłki noznej :<
    za jakiś czas na pewno :'c

    OdpowiedzUsuń
  3. ja chyba należę do ostatniej grupy :D haha :D
    Ale naprawdę bardzo podoba mi się to jak piszesz, jakich słów używasz i ile wkładasz w to serca, naprawdę wielki szacunek!

    OdpowiedzUsuń
  4. rewelacyjny post! genialnie prawdziwy opis szkoły. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. w tej sprawie, chyba jednak nie ma :c

    OdpowiedzUsuń
  6. świetnie piszesz :) bardzo mi się podoba ;)
    Zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. ciekawy opis szkoły ;D
    u mnie, wiadomo, każdy jest inny, jak wszedzie, ale te różnice nie są tak wyrąxne. mało kto raczej przynalezy do jakiejś subkultury, a ja musze być własnie tym chorym psychicznie odmieńcem, bo nie da się niczego okreslić. ale pozytywnie, bo nikt mnie nie odrzuca, wręcz przeciwnie. chodzi o to, ze z jedenj strony nosze glany, z drugiej mam dredy, a z trzeciej słucham rapu. nie da się tego raczej jednoznacznie okreslić ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. ciekawie, fajnie napisany post ;)

    OdpowiedzUsuń